Zastanawiacie się czasem, czy nie rzucić wszystkiego i nie zamieszkać w domku w lesie, będącym zarazem idealną przestrzenią dla gości, którzy chcą na chwilę uciec od zgiełku dnia codziennego? Iza i Tomek, właściciele wegańskiej agroturystyki Ptasie Radio Brzozów, zgodzili się opowiedzieć nam trochę więcej o zacisznym miejscu, które sami stworzyli i do którego serdecznie zapraszają wszystkie osoby ceniące spokój i obcowanie z naturą.
RoślinnieJemy: Pandemia w 2020 roku nieco pokrzyżowała plany osób wyjeżdżających za granicę, tak że w większości przypadków musieli oni spędzić lato w kraju. Obecnie mamy lipiec 2021 roku – czy moglibyście porównać zainteresowanie Waszą ofertą teraz i rok wcześniej?
Iza i Tomek: Prowadzimy naszą agroturystykę od 4 lat i zdecydowanie ten rok jest równie dziwny jak poprzedni. Rok temu, w związku z tym, że nikt nie wyjeżdżał zagranicę, nagle wszyscy chcieli znaleźć sobie jakieś miejsce na urlop w kraju. Terminarz do końca września zapełnił nam się w tydzień. W tym roku z kolei wiele osób wyjeżdża i dynamika w kwestii rezerwowania terminów była zupełnie inna. Ale szczerze mówiąc, to tego właśnie się spodziewaliśmy.
Mamy nadzieję, że już niedługo wszystko wróci do normalności.
Jeżdżąc po Polsce, bardzo trudno trafić na nocleg, który oferowałby przynajmniej roślinne śniadania. I po pierwsze zawsze trzeba o to pytać, a po drugie obsługa często zupełnie nieświadomie przekonuje, że na pewno każdy znajdzie coś dla siebie. A ostatecznie ze szwedzkiego stołu możemy zjeść chleb i pomidora. Po pozostałe składniki śniadania musimy udać się do osiedlowego sklepu bądź dyskontu. Czy Waszymi gośćmi najczęściej są osoby niespożywające produktów odzwierzęcych, które szukają w pełni wegańskiej oferty?
Kiedy się otwieraliśmy, byliśmy jedyną i wydaje mi się, że pierwszą w 100% wegańską agroturystyką. Nie oferujemy innych posiłków niż wegańskie. Takie było założenie, że nie musisz 5 razy pytać, czy mleko do kawy jest roślinne i czy ciasto jest bez jajek. Co sami znamy z autopsji. Po prostu jesz wszystko, bez żadnych pytań, bo masz pewność, że oferujemy wyłącznie roślinne posiłki. Założyliśmy też, że nasze miejsce będzie otwarte dla wszystkich, dlatego w naszym marketingu nie promowaliśmy tego, że jesteśmy wegańscy. Nie chcieliśmy mieć żadnej „łatki”. Woleliśmy, żeby ludzie widzieli w naszej agroturystyce fajne i kameralne miejsce, w którym można odpocząć. Dzięki temu pojawiamy się w wielu rankingach i przewodnikach właśnie jako miejsce dobre do odpoczynku. Myślę, że nadal jakieś 60% naszych gości na co dzień je wszystko. Ale będąc u nas, po prostu nastawiają się na to, że jest u nas wegańsko i to im nie przeszkadza. Wręcz często po pobycie u nas, goście piszą prośby o podesłanie przepisów, bo chcą coś ugotować w domu. Nie ukrywam, że nas to bardzo cieszy i zawsze chętnie odpowiadamy na takie wiadomości.
Czy możecie opowiedzieć co to takiego proziaki i jak udało Wam się zweganizować tradycyjny przepis?
W każdym regionie Polski jest jakiś charakterystyczny rodzaj pieczywa, tudzież placuszków. U nas, w tej dokładnie części Podkarpacia, są to proziaki. Nazwa proziaków wzięła się stąd, że do ciasta oprócz mąki i kefiru lub zsiadłego mleka dodaje się odrobinę sody oczyszczonej, na którą kiedyś mówiło się „proza”. Piecze się je na blasze pieca opalanego drewnem. My taki piec mamy w naszej kuchni i podajemy gościom proziaki ciepłe, zdjęte prosto z tej blachy.
Jako że gotujemy wegańsko od około 15 lat, to jesteśmy z tej „starej szkoły”, która nie znała jeszcze roślinnych zamienników, a o tofu słyszała legendy. Dlatego też weganizowanie tradycyjnych przepisów nie jest dla nas żadnym problemem. Stąd też w proziakach pojawił się u nas kefir owsiany, który robimy sami. Są to tak naprawdę po prostu sfermentowane płatki owsiane.
A jaka potrawa, której goście mogą u Was skosztować, wywołuje najwięcej pozytywnych wrażeń?
Szczerze mówiąc, sami nie wiemy. Menu u nas ciągle się zmienia. Sporo osób do nas wraca i staramy się, żeby dania się nie powtarzały.
Część osób bardzo lubi naszą pastę a’la wędzona makrela, część drożdżówkę z owocami i kruszonką, którą dajemy na deser, a jeszcze inni azjatyckie danie z sosem orzechowym. A ostatnim hitem jest nasza carbonara. Staramy się, żeby było różnorodnie, ale też domowo. Nie podajemy gościom dań, których sami byśmy nie chcieli zjeść i których sami nie lubimy.
Czy oprócz wyłącznie wegańskich posiłków macie w ofercie dla gości jeszcze coś nietypowego?
W naszej agroturystyce nie ma tłoku. Jesteśmy miejscem kameralnym i takim chcemy pozostać. Co w dzisiejszych czasach jest chyba dość nietypowe, bo każdy, mając chociaż kawałek ziemi, próbuje go maksymalnie zapełnić. My tak nie mamy.
Nasi goście podczas pobytu u nas mogą skorzystać z kąpieli ziołowych w specjalnie do tego przygotowanej zewnętrznej wannie, która jest do dyspozycji w każdej porze roku.
Mamy też saunę z dużym oknem, przez które można obserwować las i zwierzęta.
Mamy salon letni w stodole, w którym można posiedzieć, zdrzemnąć się, czy poczytać książkę. Puszczamy tam też filmy na dużym ekranie. Podczas projekcji można obserwować latające świetliki.
Nasze ogniska są też w 100% wegańskie.
Wszystkie te rzeczy stworzyliśmy, bo sami lubimy z nich korzystać. I korzystamy na co dzień.
Można by powiedzieć, że jesteśmy dość nietypowym miejscem, ale też że jesteśmy zupełnie zwyczajni. Wszystko zależy od punktu widzenia.
Oferujecie noclegi w Waszym domu wraz z wegańskim śniadaniem i obiadokolacją. Opiekujecie się domem i wszystkim, co znajduje się wokoło. Jak dajecie radę pogodzić wszystkie te obowiązki? Czy macie choć chwilę czasu dla siebie i swoich pasji?
Oczywiście, że mamy. Nasze miejsce jest bardzo kameralne. Pracy jest dla nas w sam raz. A dni wolnych od pracy wpisujemy tyle, żebyśmy czuli się wypoczęci. Również w sezonie letnim co kilka dni mamy czas na odpoczynek.
Zdecydowanie dbamy o siebie i swój czas wolny. Bo dopóki my będziemy zadowoleni, to naszym gościom też będzie u nas dobrze. Każde z nas ma swoje pasje. Ja czytam bardzo dużo książek, Tomek biega, obydwoje chodzimy do kina. Lubimy korzystać z lokalnej gastronomi, wychodzić na kawę i spacery. Dobrze nam się żyje. Jest czas na wszystko. Pracujemy razem, ale też jestesmy parą od 9 lat. Ważne jest dla nas też to, żeby dbać o nasz związek, bo pracując razem, można szybko wpaść w poczucie, że spędza się ze sobą tyle czasu, że więcej nie trzeba. A to nieprawda. Ważne żeby poza pracą również robić wspólnie jakieś fajne rzeczy.
Wspomniałaś, ze korzystacie z lokalnej gastronomii. Jak to możliwe, jeśli mieszkacie na obrzeżach małego podkarpackiego miasteczka?
Świat się zmienia. Jako że okres buntu i roszczeń mamy już dawno za sobą. I nasze podejście jest zupełnie różne od tego, które miałam na przykład ja 15 lat temu, okazuje się, że naprawdę w wielu miejscach da się po prostu dogadać. Kiedy w naszym miasteczku pojawia się jakaś nowa knajpka, od razu korzystamy z jej usług, próbując zmienić trochę skład jakiegoś konkretnego dania. Albo, jak w przypadku miejsca, które gorąco polecamy, restauracji Nowa, gdzie po krótkiej rozmowie z właścicielkami okazało się, że jest możliwość rozwinięcia menu o dania roślinne, a nawet o wegańskie słodycze w witrynce, o mlekach roślinnych do kawy nie wspominając. Mamy też ulubioną pizzerię, w której jemy pizzę z karczochami, oraz inną knajpę, w której jest pyszna zupa paprykowa. A nawet w 100% roślinną restaurację w Krośnie z niesamowitymi ciastami, Krosno Wegańskie. Także jest w czym wybierać. A będzie tylko lepiej.
Jaka jest Waszym zdaniem przyszłość wegańskiej agroturystyki w Polsce?
4 lata temu wiele osób mówiło, że za bardzo się ograniczamy. My jednak postawiliśmy na swoim, bo inaczej sobie tego miejsca nie wyobrażaliśmy. Okazało się, że lata mijają, a my dajemy sobie radę. Mam nadzieję, że tak już będzie. I że wegańskie agroturystyki nie będą niczym wyjątkowym, tylko jedną z wielu zwyczajnych usług.