Foodtrack o przewrotnej nazwie “Turlaj Klopsa” pojawił się przy jednym z krakowskich węzłów komunikacyjnych w maju tego roku. Niemal nikt, kto czeka na przystanku “Plac Inwalidów” nie może pozostać obojętnym na zapachy, które dobiegają z otulonego zielenią wozu. Mnie spotkało to samo. Zakochałam się w “Turlaj Kopsa” od pierwszego kubełka z batatowymi klopsami polanymi bez-serowym sosem. Autorami niebanalnych kompozycji smakowych są Magda i Bartek, których do rozmowy nie trzeba wcale zachęcać, dlatego zapraszam do lektury!
Food Track Turlaj Klopsa przy Placu Inwalidów w Krakowie. Fot. Ela Radzikowska
Magda i Bartek – twórcy foodtracka – sami są zdumieni popularnością i sympatią, jaką zyskali w zaledwie kilka miesięcy. Czy za sukcesem roślinnych klopsów stoją lata doświadczenia w agencjach marketingowych lub setki godzin spędzonych na kuchni w innych restauracjach? Skądże znowu! Oboje są młodzi: tuż po studiach, ale i po kilku latach pracy w raczej odległych od siebie branżach. Na nietypową komunikację marki, przemyślane kompozycje smakowe i swobodę kontaktu z klientami składają się wykształcenie psychologiczne i pasja do dietetyki po stronie Magdy, ale też sportowe zacięcie i mix ichtiologii, zootechniki i ekonomii po stronie Bartka. To musiało się skończyć czymś niebanalnym!
Nie sprzedajemy tylko produktu, ale też wiedzę i energię od nas, a mamy jej dużo i chcemy się dzielić! – mówi Magda.
Całe menu w “Turlaj Klopsa” jest znaczeniową grą z tradycyjną kuchnią. Znajdziemy tu klopsy, ale tylko roślinne: z batatów, jarmużu, czy cieciorki. Jest “bez-serowy” sos z ziemniaków i marchewki o serowej konsystencji oraz smaku, i jest chili sin carne, czyli typowa meksykańska potrawa z wołowiną w roli głównej, bez wołowiny, za to z fasolą adzuki, mlekiem kokosowym i kukurydzą. Wszystkie dania są dostępne w rozmiarach “S” i “L”, ale są tak sycące, że nawet mała porcja zaspokaja głód. Wszystko dlatego, że Magda i Bartek dużą wagę przykładają do zbilansowania wartości odżywczych i kaloryczności tworzonych posiłków.
Na początku kierowaliśmy foodtracka do ludzi takich jak my, którzy cenią sobie zdrowe odżywianie, uprawiają sport, a w związku z tym dbają o zbilansowane posiłki. Do takich, którzy niekoniecznie są wegetarianami i weganami, ale takich, którzy wiedzą, że w roślinach jest moc i warto jeść ich dużo. Wszystkie dania komponowaliśmy w taki sposób, by były dobrze zbilansowane: zawierały odpowiednią ilość białka, węglowodanów, tłuszczy. Nasze menu i my sami informujemy ile białka, tłuszczu i węglowodanów znajduje się w każdym posiłku. Białko przemycamy w strączkach, które są we wszystkich naszych daniach. Ponadto płatki drożdżowe, które są komponentem naszego sosu serowego (z ziemniaków i marchewki) i brokuł także dostarczają bardzo dużo białka. A o tym nie każdy wie!
Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej o trenowaniu na diecie roślinnej, sprawdźcie naszą siostrzaną kampanię Jasna Strona Mocy
Magda i Bartek zawsze służą poradą, wiedzą o zbilansowanych posiłkach i radością, którą dzielą się z klientami. Fot. Ela Radzikowska
W roślinach jest moc! Białko z roślin
Zawartość i pochodzenie białka w roślinnych posiłkach to często kość niezgody pomiędzy osobami na diecie tradycyjnej i wegańskiej. Wiele osób obawia się, że po przejściu na dietę roślinną nie będzie dostarczać swojemu organizmowi wystarczająco dużo białka. Jeszcze kilka lat temu Bartek – sam odżywiając się w sposób tradycyjny, czyli mięso na śniadanie, obiad i kolację, myślał bardzo podobnie, dopóki nie zaczął trenować i poszukiwać bardziej wartościowych źródeł białka, tłuszczy i węglowodanów:
Kilka lat temu dużo trenowałem. Chodziłem na crossfit kilka razy w tygodniu. Potrzebowałem jeść 5000 kalorii dziennie, bo 3000 potrafiłem spalić na treningach! To były krótkie ćwiczenia, około 45-60 minut, ale bardzo intensywne. Łatwo uzupełnić taką kaloryczność jedząc niezdrowe produkty. Mi zależało na tym, by tak komponować dietę, aby była zbilansowana pod kątem zawartości białka, węglowodanów. Tak zacząłem szukać, czytać i dowiadywać się, co jeszcze mogę jeść, by nie musieć codziennie wrzucać w siebie 3 torebek ryżu i drobiu.
W roślinnych klopsach można się do prawdy zakochać. Szczególnie gdy są polane bezserowym serowym sosem i posypane świeżą kolendrą! Fot. Ela Radzikowska
Badania wskazują, że osoby na diecie tradycyjnej często cierpią na tzw. “przebiałczenie” organizmu. Nigdy wcześniej w historii ludzkości nie jedliśmy tyle białka pochodzenia zwierzęcego. Nawet nasi dziadkowie za czasów młodości: w małych miastach i na wsi, jedli mięso raz, może kilka razy w tygodniu. Instytut Żywności i Żywienia w znowelizowanych w ubiegłym roku “Normach żywienia dla populacji Polski” znacząco obniżył zalecane dawki białka w diecie. Przeprowadzone przez tę instytucję badania wykazały, że Polacy jedzą za dużo białka pochodzenia zwierzęcego:
Spożywaniu dużych ilości białka może towarzyszyć hiperkalciuria sprzyjająca osteoporozie, a także kwasica (zakwaszenie organizmu) oraz zwiększone ryzyko powstania kamieni nerkowych zbudowanych ze szczawianu wapnia.
Zdobywszy wiedzę o negatywnym wpływie białka pochodzenia zwierzęcego, Bartek i Magda mocno zmienili własne nawyki żywieniowe. Starają się też promować zdrowy sposób odżywiania wśród swoich klientów. Chętnie udzielają im porad żywieniowych i tłumaczą korelację pomiędzy ilością białka i tłuszczu w posiłku:
Teraz wiem, że sportowcy niekoniecznie muszą jeść bardzo dużo białka: w postaci odżywek, czy pochodzącego z mięsa. Wiem, że ważniejsze są roślinne produkty białkowe, które poza tym dostarczają organizmowi wiele innych wartości odżywczych, minerałów, witamin. Czuję po tych kilku latach, że mój smak i ochota na mięso bardzo się pozmieniały. Kiedyś zapach mięsa bardzo mnie kusił, teraz zdarza się, że mnie nawet odpycha – opowiada Bartek.
W przeciwieństwie do Magdy, Bartek nie jest na diecie roślinnej w 100%. Wpisuje się za to w tak zwany trend “redukcjonistyczny”. Mocno ograniczył mięso w swojej diecie i spożywa je teraz raz na kilka tygodni. Odchodząc od mięsa poświęca razem z Magdą niemal 14 godzin dziennie, 6 dni w tygodniu, by pokazywać osobom odżywiającym się tradycyjnie, że posiłki roślinne są o wiele bardziej wartościowe, zdrowsze i smaczniejsze. Najbardziej kuszą jednak swoich klientów wspaniałym zapachem roznoszącym się z ich foodtracka na cały Plac Inwalidów.
Sensoryczny marketing: kuszenie zapachem
Najwięcej klientów “Turlaj Klopsa” zdobyło dzięki zapachom ulatującym z budki:
Nasza budka jest dosyć schowana na Placu Inwalidów, ale często słyszymy teksty w stylu “a co tu tak ładnie pachnie, a co tu pan sprzedaje?” – prowadzimy sensoryczny marketing i póki co działa dobrze!
Poza kuszącą wonią gulaszu afrykańskiego i świeżo ciętej kolendry, przechodniów przyciągają też chwytliwa nazwa i przystępne ceny posiłków, dzięki którym osoby odżywiające się dosyć monotonnie mogą w łatwy sposób urozmaicić sobie jadłospis:
Klienci mówią nam, że ich dieta jest zazwyczaj całkiem jednolita, a takie posiłki jak nasze – w przystępnej cenie – są dla nich ciekawą odmianą. Ci na diecie tradycyjnej, włączającej mięso, często proszą o to, co smakiem będzie najbardziej zbliżone do mięsa. To nam pokazuje, że ludzie chętnie rezygnują z mięsa, jeśli mają dostęp do czegoś w podobnej cenie i o zbliżonych walorach smakowych. A to można uzyskać w kuchni roślinnej dosyć łatwo – przekonuje Magda.
Do rozmiaru “S” lub “L” kubełka wypełnionego ryżem, warzywami, klopsami lub gulaszem, możecie zamówić świeżo wyciskany sok z pomarańczy albo nieziemsko pyszne słodkości roboty Magdy i Bartka. Fot. Ela Radzikowska
Smak “mięsa”, czyli tak zwany smak umami, wyodrębniony przez naukowców w 2000 roku ze smaku słonego, wydobywa się w kuchni roślinnej z takich składników jak sos sojowy, brokuły, drożdże nieaktywne, grzyby, wodorosty, pomidory czy orzechy. Magda i Bartek są mistrzami roślinnego umami. Nierzadko zdarza się im słyszeć pytanie “a co mięsnego tutaj macie?”. Ludzi najczęściej nie zniechęca odpowiedź “nic”, bo jak się okazuje zapach jest mocniejszym wabikiem. “Turlaj Klopsa” ma już swoich stałych “mięsolubnych” klientów, którzy wracają po roślinny kubełek nawet kilka razy w tygodniu:
Bardzo nas to cieszy, bo dzięki naszym klopsom więcej osób ma możliwość spróbować w pełni roślinnych dań. Najfajniejsze jest to, że ci ludzie do nas wracają, bo bardzo im nasze klopsy i gulasz smakują. Mamy nawet takiego klienta, który często powtarza frazę brzmiącą mniej więcej “Naprawdę boli mnie, że tu jestem, jem same mięso, ale tak mi smakuje ten gulasz, że wracam po jeszcze”. Poszerzamy wiedzę i pokazujemy ludziom, którzy na co dzień nie jedzą roślinnie, że w 100% roślinne dania mogą być dobre, sycące i za niewygórowaną cenę.
Roślinne, nie wegańskie dania
“Turlaj Klopsa” to kolejny przykład na to, że mówienie o daniach “roślinnych” w komunikacji lokali gastronomicznych spotyka się wśród tradycyjnych odbiorców z lepszym rezonansem niż informowanie o potrawach “wegańskich”. Magdę i Bartka na początku dziwiło, że większość ich klientów to wcale nie weganie i wegetarianie, ale teraz upatrują w tym sekret swego sukcesu:
Obserwujemy teraz, gdy zaczął się rok szkolny i przychodzą do nas też uczniowie gimnazjów, liceów, że początkowo to dziewczyny przyprowadzają do nas swoich chłopaków, kolegów. Oni są na początku dosyć sceptycznie nastawieni, ale potem – co było dla nas bardzo interesujące – wracają sami kolejnego dnia i następnego, albo z kolejnymi kolegami i to chłopaki stają się naszymi stałymi klientami – mówi Bartek. To dla mnie jest zdumiewające, bo nie podejrzewałbym, że nastolatkowie tak mocno pójdą w kierunku weganizmu. To miłe, że właśnie od takich ludzi słyszymy pozytywny feedback i spotykamy się z super odbiorem.
Jako stała bywalczyni foodtracka i wielbicielka batatowych klopsów polecam go Wam gorąco! Idźcie spróbować roślinnych pyszności i głosujcie swoimi portfelami za tym, by klopsy turlały się po Krakowie także zimą!
fanpage Turlaj Klopsa na Facebooku: klik
Kampania dla sportowców Jasna Strona mocy: klik