Dotychczasowa Head Development w kampanii RoślinnieJemy, Weronika Pochylska, przechodzi do międzynarodowej organizacji Anima International. Będzie odpowiadała za koordynację pracy zespołu “Plant Powered Production” – grona specjalistów zatrudnionych do promocji diety roślinnej. Przeczytajcie naszą rozmowę, by dowiedzieć się więcej zarówno o tym, co dotychczas działo się w ramach Roślinniejemy, ale także o tym, jakie zmiany nadchodzą na skalę europejską!
RoślinnieJemy: Jak trafiłaś do kampanii Roślinniejemy?
Weronika Pochylska: Szukając swojego miejsca w Otwartych Klatkach. Przez około 2 lata działałam w OK jako wolontariuszka, próbując najróżniejszych działań: od pieczenia ciast na akcje “Cake per view” i prowadzenie mediów społecznościowych “Jasnej Strony Mocy”, przez organizowanie debat uniwersyteckich o prawach zwierząt, po stanie na środku sopockiego Monte Cassino z planszami informacyjnymi dotyczącymi inicjatywy Stop The Trucks. Swoją drogą, takie streetworkowe doświadczenia uważam za szczególnie cenne ze względu na to, że mogłam na własnej skórze poczuć jak ważną i trudną pracę wykonują wolontariusze, stojąc podczas akcji ulicznych często w nieruchomej, symbolicznej pozycji, również w trakcie mroźnych miesięcy. To cena jaką często płaci się za zainteresowanie mediów całą akcją, setki podpisów pod petycjami i kilka przypadków indywidualnych, głębszych zmian. Oczywiście później wszystko wynagradza poczucie satysfakcji i gorąca herbata wypita w zgranym, wspólnym gronie, ale wiesz – mało kogo stać na takie poświęcenie dla zwierząt w wolnym, weekendowym czasie. Zwłaszcza kiedy nierzadko trzeba słyszeć z oddali krzyki bohaterów, którzy chcąc zaimponować znajomym, patrząc na zdjęcia cierpiących zwierząt wykrzykują coś w stylu “przecież to moje schabowe!”. Myślę, że każdy, kto bierze udział w akcjach streetworkowych wie co mam na myśli, dlatego bardzo szanuję nieugiętość, zabieranie głosu w obronie zwierząt z podniesioną głową, wykorzystywanie swoich mocnych stron, albo kreowanie nowych – by przekonywać ludzi, że mogą żyć szczęśliwie, bez powodowania niepotrzebnego cierpienia.
Czym się zajmowałaś w ramach Roślinniejemy?
“Head of Development” to nazwa stanowiska, które właśnie zwalniam, dla mnie oznacza to tyle, że musiałam zrobić wszystko, żeby kampania rozwijała się jak najlepiej. Wyznaczać kierunek, nadawać tempo, dbać o to, co wewnątrz – dobrą atmosferę w zespole i wyszukiwanie talentów, które mogły się u nas rozwinąć, ale też to, co na zewnątrz – PR, komunikację, nawiązywanie współprac i partnerstw. Szczególnie ta druga część stała się o niebo łatwiejsza od momentu, kiedy do Roślinniejemy dołączył Maciek Otrębski – druga osoba pracująca na etat w Roślinniejemy i jak się okazało – naprawdę świetny partner we wspólnej koordynacji kampanii.
Jak skutecznie działa taki zespół jeśli nie mieszkacie w jednym miejscu?
Wbrew pozorom mam poczucie, że dla nas okazało się to dużą zaletą. W kluczowym momencie nad Roślinniejemy pracowało kilkanaście zaangażowanych osób – pracowników i wolontariuszy, rozsianych po Polsce od Gdańska do Krakowa. Jak całe Otwarte Klatki komunikujemy się przez Slacka, organizowaliśmy swoją pracę w dedykowanych grupach, które mądrze prowadzili liderzy i liderki. Poza tym staramy się spotykać na żywo, w większym gronie, co najmniej dwa razy do roku – na dedykowanych zjazdach. Dla osób pracujących z biznesem naturalnym miejscem częstych spotkań stała się Warszawa, w której ja zaczęłam czuć się jak w drugim domu i która zawsze przynosi nam jakieś dobre wieści, nowe projekty i współprace. Oczywiście jeździmy też na spotkania z firmami, jeśli trzeba – również w najodleglejsze zakątki Polski.
Z czego jesteś najbardziej dumna?
Po pierwsze z tego, że w większości udało mi się zbudować naprawdę partnerskie relacje z wolontariuszami i współpracownikami, po prostu bardzo lubię i cenię ludzi, z którymi działam. Po drugie – kiedy zaczęliśmy działać w nowej, bardziej biznesowej, profesjonalnej odsłonie – musieliśmy sporo się natrudzić, żeby ktokolwiek z poważnych partnerów chciał poświęcić nam czas, zaprosić do współorganizacji wydarzeń czy przeprowadzenia wykładów na wydarzeniach branżowych, a po niecałych dwóch latach często musimy odmawiać takich samych propozycji, bo nie jesteśmy w stanie być w kilku miejscach na raz. Czuję, że zapracowaliśmy sobie za zaufanie: do każdego wykładu, panelu dyskusyjnego, rankingu i innych materiałów dla branży podchodziliśmy z dużym zaangażowaniem i chyba wybrzmiało to, co z perspektywy sektora spożywczego było najważniejsze: jesteśmy po to, żeby pomóc firmom, które chcą inwestować w roślinne alternatywy i zupełnie nie ma dla nas znaczenia czy jest to firma stricte wegańska, wegetariańska czy mięsna. Im więcej wielkich graczy, dostępnych na największej liczbie półek w supermarketach wprowadzi nowe wegańskie produkty, tym lepiej. Za rękę z producentami i restauratorami, wprowadzamy kuchnię roślinną do mainstreamu.
Czego będzie Ci najbardziej brakować?
Napisałabym – kontaktu z zespołem, ale nie wyobrażam sobie sytuacji, w której miałabym zupełnie z niego odejść. Możliwe, że gdyby taki był warunek, w ogóle nie zdecydowałabym się na objęcie nowego stanowiska, bo Roślinniejemy naprawdę jest dla mnie personalnie czymś więcej niż pracą, nigdy wcześniej nie włożyłam w żaden projekt aż tyle… siebie. Nadal będę pisała teksty na bloga, na pewno pojawię się na niektórych wydarzeniach branżowych, zadbam również o kwestie PR-owe związane np. z szefami kuchni – ambasadorami Roślinniejemy.
Roślinniejemy to polska kampania, ale współpracowaliście z innymi krajami, np Czechami. Czy możesz opowiedzieć, jak to wyglądało?
Jasne, generalnie mamy taką zasadę, że jeśli nasze materiały mogą przydać się w jakimkolwiek innym zakątku Europy i świata – to taka multiplikacja efektów naszej pracy bardzo nas cieszy. Akurat z czeską organizacją “OBRAZ – Obránci zvířat” było tak, że odezwała się do nas Marianna, która za kilka tygodni miała rozpoczynać koordynację nowej kampanii, bardzo podobnej w założeniach do “Roślinniejemy”. Z początku miała sporo wątpliwości, ale udało nam się zorganizować kilka dyskusji online i spotkanie na żywo, w trakcie których wspólnie z Maćkiem opowiadaliśmy o budowaniu naszej kampanii w Polsce, strategii, materiałach, współpracach. Do tego Lena, jedna z naszych świetnych wolontariuszek stworzyła bardzo szczegółową prezentację dotyczącą naszych sposobów współpracy z restauracjami. Kilka miesięcy później czeska kampania “Rostlinne” miała swoją premierę w naprawdę profesjonalnej odsłonie, m.in. z naszymi przetłumaczonymi i dostosowanymi do czeskich realiów materiałami. Zresztą sami spójrzcie! https://rostlinne.cz/
Od 22 lipca pełnisz zupełnie nową funkcję w Anima International. Jak czujesz się z takimi dużymi zmianami?
Myślę, że pierwszy stres już opadł, bo czuję ogromne wsparcie ze strony całego zespołu Anima International, ale też osób, z którymi wcześniej mocno współpracowałam w Roślinniejemy. Jestem podekscytowana, czuję że po raz drugi dostałam spory kredyt zaufania i chciałabym spłacić go tak samo dobrze jak w Roślinniejemy. Miałam okazję poznać już część osób, z którymi będę współpracowała przy rozwijaniu zespołu “Plant Powered Production” i naprawdę głęboko czuję, że w jednym miejscu udało się zebrać po pierwsze arcy-zdolnych pasjonatów: grafiki, video, marketingu z różnych zakątków Europy, ale jednocześnie – po prostu wrażliwe na los zwierząt i pragmatyczne osoby, dla których temat praw zwierząt jest częścią życia. Mam nadzieję, że to będzie na tyle wybuchowa mieszanka, że uda nam się zdziałać naprawdę wiele na rzecz popularyzacji diety roślinnej w całej Europie. Jednocześnie ogromnie cieszę się, że na moim stanowisku zastąpi mnie bardzo zdolna, pracowita i ambitna Sabina Sosin, dzięki czemu ten transfer nie wiąże się dla mnie z niepotrzebnym stresem i troską rodzaju “co dalej”.
Czym dokładnie będziesz się zajmować?
Mniej więcej tym samym, co w Roślinniejemy – tyle, że na skalę europejską. Powiedziałabym, że będę koordynowała rozwój kampanii roślinnych w krajach, które współtworzą Anima International, szczególnie na Wschodzie Europy, ale koodynacja to mało partnerskie słowo w tym kontekście. Będę starała się, najlepiej jak potrafię, pomóc wyznaczać kierunek działania kampanii roślinnych m.in. w Rosji, Ukrainie, Białorusi, Danii, w zależności od potrzeb, będę także wspierała działania w Estonii, Litwie, Norwegii i Anglii. Będę odpowiedzialna za jak najszersze wykorzystanie gotowych materiałów Roślinniejemy w skali międzynarodowej, ale również i przede wszystkim – tworzenie nowych, jak najlepszych jakościowo i jak najbardziej efektywnych materiałów, które posłużą do promocji roślinnych kampanii biznesowych i lifestylowych. Wszystko to będzie możliwe dzięki zespołowi “Plant Powered Production”, który właśnie zawiązuje się w ramach Anima International. Materiałami będziemy dzielić się również z innymi organizacjami, w ramach inicjatywy Food-Fight.
Jak myślisz, co będzie dla Ciebie największym wyzwaniem?
Sprawienie, by mimo potencjalnych różnic kulturowych, czy ogromu kilometrów, które nas dzielą – cały zespół rzeczywiście czuł się zespołem. Właśnie jestem w trakcie lektury książki “Culture Map” autorstwa Erin Meyer, która pomaga zrozumieć m.in. dlaczego te same komunikaty i sposoby komunikacji mogą być odczytywane na różne sposoby, w zależności od kraju, w jakim się znajdujemy. I niekoniecznie dotyczy to miejsc skrajnie oddalonych od siebie, bo mowa tu m.in. o sposobie przekazywania feedbacku, wobec którego oczekiwania potrafią znacznie różnić się w ramach krajów tego samego kontynentu. Chciałabym być liderką, która potrafi łączyć siłę z wrażliwością, rozwagę z odwagą i wsparcie z zaufaniem.
Czy możesz podzielić się jakimiś zbliżającymi się projektami, których możemy oczekiwać w najbliższym czasie?
Na pewno w wielu krajach będziemy stawiali na tworzenie rankingów, które ewidentnie wzmacniają konkurencję na rynku produktów roślinnych, co dobitnie pokazuje Polska i ostatni ruch stacji “Lotos”. Będziemy pojawiali się na wydarzeniach dedykowanych branży spożywczej – z materiałami w rodzaju naszego guidebooka restauracyjnego, wykładami, z naszym udziałem w panelach dyskusyjnych, w skrócie – będziemy coraz głośniej mówić o a) potrzebie inwestowania w roślinne alternatywy b) mądrych sposobach na wprowadzenie tej decyzji w życie. Na pewno we wszystkich krajach będziemy zacieśniali stosunki z najważniejszymi szefami i szefowymi kuchni, szczególnie tymi, którzy dotychczas nie byli znani ze szczególnego zamiłowania do roślinnych dań. Chcielibyśmy również rozwinąć międzynarodowo nasze dobre kontakty z sieciami restauracji, którym w Polsce pomagaliśmy wprowadzać roślinne dania. Szykujemy się do startu kampanii “Vegan Challenge” w Rosji i do startu duńskiej wersji “Roślinniejemy”, nad którą pracuje nasz zespół w Kopenhadze. Dzieje się!
Rynek roślinny cały czas prężnie się rozwija. Jakie zmiany szczególnie Cię cieszą? A czego Ci jeszcze brakuje?
Najbardziej cieszą mnie zmiany na wielką skalę, takie jak wegańskie parówki na Lotosie, które jednocześnie nie tworzą wrażenia czegoś niedostępnego dla “zwykłego Kowalskiego” ze względu na cenę. Wszelkie alternatywy mięsa i ryb zawsze będą cieszyły mnie podwójnie, bo dzięki badaniom m.in. Charity Entrepreneurship wiemy, że kurczaki brojlery i ryby są współcześnie najbardziej krzywdzonymi przez człowieka zwierzętami. Oczywiście każda inna alternatywa – sera, mleka, jaj, słodkich przekąsek jest dla mnie powodem do ogromnej radości, ale uważam, że smaczne i konkurencyjnie cenowo zamienniki mięsa i ryb są czymś, czego potrzebujemy szczególnie. Jeśli chodzi o samą Polskę zdecydowanie brakuje mi dobrej jakości gotowych roślinnych dań, które będą bogate w błonnik i białko, po które można łatwo sięgnąć w podróży czy podczas intensywnego dnia pracy. Z zazdrością patrzę pod tym względem na kraje takie jak Dania, Anglia, Rosja. Producenci “gotowców” – czekamy na Was!
Jak mogłabyś porównać sytuację na rynku produktów roślinnych w Polsce z innymi krajami, w których teraz będziesz działać?
Myślę, że w Polsce jesteśmy gdzieś pomiędzy Ukrainą, w której część szeroko znanych nam produktów jest jeszcze trudno dostępna, a Danią czy Niemcami, gdzie na każdym kroku możemy kupić wegańskie dania gotowe, sałatki, sery, słodycze czy pełne białka burgery. Natomiast nic nie jest tu czarno-białe: Ukraina ma najlepszą na świecie roślinną kiełbasę “Vegetus”, która z całą pewnością byłaby kartą przetargową w decyzji o przejściu na weganizm dla wielu osób kochających smak mięsa, a której nie mamy ani my, ani Dania i Niemcy. Z kolei te dwa kraje chętnie sięgałyby np. po roślinne pierogi ruskie, które dzięki firmie “Virtu” są dostępne w Polsce na szeroką skalę. Myślę, że tutaj jest bardzo duże pole do popisu dla naszego zespołu – kontaktowanie ze sobą różnych europejskich firm, które tworzą doskonałe wegańskie produkty i być może, w dalszej perspektywie – ułatwianie im wejścia na nowe rynki.
Co osoby chcące promować dietę roślinną mogą zrobić by stać się bardziej aktywne?
Po pierwsze – w pozytywny sposób zachęcać swoje najbliższe otoczenie, najlepiej – częstując pysznym roślinnym jedzeniem w pracy, szkole, na wszelkich wycieczkach. Po drugie – wysyłając naszego guidebooka restauracyjnego do miejsc, które są znane tym osobom, a w których z jakichkolwiek przyczyn nie ma jeszcze roślinnych opcji lub są, ale być może przygotowywane w nieudolny sposób. Po trzecie – pozytywne komentowanie decyzji o rozszerzaniu oferty roślinnej, które kolejne firmy publikują na swoich fanpage’ach i w miarę możliwości – skorzystanie z tej oferty.